A może my nie żyjemy?

Kanał Zwrotny | nr 3 | 15.09.2019 | Recenzja ze spektaklu Ruska śmierć, reż. Karolina Konik, Teatr Ekstrawersja

Teatr Ekstrawersja w spektaklu Ruska śmierć porusza się pomiędzy tym, co widać z zewnątrz, a próbą dotarcia do rzeczywistej natury rzeczy. Czy możliwość poznania drugiej osoby jest tylko ułudą?

Sięgając po raz drugi po tekst Iriny Waśkowskiej, Karolina Konik opowiada historię widzianą z kilku perspektyw: mówi o naszych oczekiwaniach, porażkach, wymaganiach, zawodach. Śledząc historię dwóch kobiet i mężczyzny, krok po kroku zagłębiamy się w ich problemy, poznajemy od wewnątrz ich potrzebę bliskości, utratę kontroli, ucieczki w alkohol, niepogodzenie z przeszłością oraz wypalenie związków.

Świat sceny różni się od naszego; choć dowiadujemy się, że akcja toczy się na rosyjskiej prowincji, przestrzeń kojarzy się raczej z jakimś upiornym czyśćcem. Abstrakcyjne bryły zbudowane z torebek foliowych symetrycznie rozstawione po scenie określają bazowe miejsce pobytu każdej z postaci, cała scena wypełniona jest zresztą workami foliowymi napełnionymi powietrzem, składającymi się na przerażający, nierzeczywisty śmietnik. W nim budzą się do życia (czy życia?) bohaterowie spektaklu: Wala, Nadia i Aleksiej (kolejno Karolina Konik, Karolina Pośpiech i Grzegorz Zięba). Ruchy aktorów przypominają niekiedy bezwładne dryfowanie, postacie snują się po przestrzeni w poczuciu pustki, zataczając się i potykając między śmieciami, ukazują kruchość tak swoich ciał, jak i wnętrz. Muzyka odrealnia sytuację jeszcze bardziej, wahając się pomiędzy groźnym ambientem a dźwiękami niczym z gry komputerowej.

Aktorzy przez cały spektakl pozostają w rolach, lub nawet się w nich nakręcają. Szczególne ukłony w stronę Karoliny Konik, która konsekwentnie zbudowała i utrzymała postać osoby niepełnosprawnej intelektualnie ze wszystkimi jej tikami, przyruchami i charakterystycznym sposobem mówienia, nie przekraczając przy tym granicy przerysowania. Przeciwnie, korzystając niekiedy z grubej reżyserskiej kreski udaje jej się przekuć oniryczną fabułę w delikatną narrację o poszukiwaniu bliskości i miłości. Zresztą każda z postaci przeżywa swoją tragedię, każda zagrana jest w sposób wiarygodny – Karolina Pośpiech i Grzegorz Zięba także trzymali poziom do ostatniej sceny, jednak nie mieli aż tyle do zagrania, co reżyserka.

Bardzo się cieszę, że zespół wziął na warsztat po raz drugi ten sam tekst. Powstało interesujące, przemyślane przedstawienie – nie wiem, na ile różne od pierwszej wersji, której nie miałam okazji widzieć, ale jestem przekonana, że w kolejnych latach będzie się dalej zmieniało – tak jak zmieniają się ludzie, którzy je tworzą. Opowieść o problemach z poszukiwaniem własnej tożsamości zawsze przecież jest aktualna!

Mirosława Palak